Słone łzy, słony smak krwi i potu są podobno tego dowodem.
Człowiek powstały z tego nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności składający się w 80 procentach z wody potrzebuje soli jak przyjaciół, bez których nie jest w stanie się obejść. Solna samotność nie wychodzi mu na zdrowie. Dla dobrego samopoczucia potrzebuje towarzystwa a dla zdrowia soli.
I choć każdego z tych elementów człowiek potrzebuje w ilościach choćby szczątkowych, są mu w istocie nie tyle potrzebne co niezbędne.
„Metale życia” zawarte w soli – dodajmy w soli morskiej, bo w zwykłej, warzonej, tej ślicznie białej, sklepowej, raczej ich nie znajdziemy; dla zewnętrznego wyglądu człowiek pozbawia jej wszystkiego, co w niej cenne i niech będzie zagadką dlaczego tak robi. Może dlatego, że w erze opakowań i marek, w której żyjemy istotniejsze wydaje się – wyglądać, niż się czuć.
Taki sam los jaki spotkał sól, spotkał również mąkę, pieczywo, mięso czy owoce . I choć prawdą jest, że najpierw konsumujemy oczami, to dziwi fakt, że nie możemy się przebić przez tą kruchą i wizualnie atrakcyjną powłokę.
Patrząc codziennie na sól w naszych solniczkach nie uzmysławiamy sobie, że ta przyprawa – tak, sól jest przyprawą wydobywającą z żywności jej walory bez fałszowania smaku – od zarania dziejów zmieniała ludzkie losy i zmienia je do dzisiaj. Bez niej nie odkryto by ameryki gdyby Kolumb nie wiózł na swoich trzech słynnych dziś statkach zapasów mięsa – dzięki soli wytrzymującego tak długie wędrówki. Co prawda szkorbut dziesiątkował załogi statków podróżniczych bo nie znano wówczas kiszonej kapusty zawierającej olbrzymie ilości witaminy C, to właśnie sól pozwalała przechowywać żywność dostateczną ilość czasu. Człowiek dzięki soli zaczął podróżować. I choć konserwujące właściwości soli zmieniały bieg historii to właśnie sól zmieniała ludzi przedłużając im życie i chcąc nie chcąc samopoczucie.
Współczesne metody oczyszczania soli zabierają z niej wszystko, co w niej wartościowe – między innymi: jod, magnez, lit, selen, cynk i tak dalej.
Jod to tarczyca, magnez stres, lit depresja, selen słabe serce, cynk kruche kości, żeby wymienić najważniejsze działanie spowodowane ich brakiem. Wszystkie te zbawienne - by tak rzec - elementy posiada prawdziwa sól – sól morska, kopalna, byle nie oczyszczona dla uciechy naszych oczu i malutkich dziurek w solniczkach przez które tak chętnie w nadmiarze wylatuje.
W społeczeństwach, w których spożywa się sól otrzymywaną w tradycyjny sposób takie choroby jak białaczka limfatyczna, miażdżyca, która jest tak chętnie łączona z solą (oczyszczoną solą dodajmy), zawały czy zaburzenia psychiczne są bardzo rzadkie – wymieńmy tu Hiszpanię, Japonię czy Wenezuelę.
Nie dziwi dziś fakt, że kiedy sławny doktor Pasteur odkrywszy zgubny wpływ niewidocznych gołym okiem bakterii zalecał swoim przerażonym kolegom mycie dłoni przed operacją, tak dziwi fakt przemysłowego „mycia” soli, w której nie widoczne dla ludzkiego oka mikroelementy są dla człowieka tak niebezpieczne kiedy ich z niej pozbawić. Te niewidoczne elementy znajdujące się w soli sterują czynnościami metabolicznymi, w skrócie – przemianą materii. Utrzymują fizyczną i chemiczną integralność komórek i tkanek więc oczywistym jest, że ich niedobór lub nadmiar wywołuje określone wydarzenia zdrowotne – raczej te złe niż dobre. Metale życia zapewniają elektryczną obojętność płynów ustrojowych i komórek, utrzymują odpowiednią ilość wody w organizmie – w komórkach, w przestrzeniach komórkowych i w płynach tkankowych a zwarzywszy, że jesteśmy osiemdziesięcioprocentowym wodnym organizmem z doczepionym w jego górnej części mózgiem powinno go zastanowić czy aby białej, atrakcyjnej wizualnie pozbawionej wszelakich „dobrobytów” soli nie zamienić na szarą, morską lub kopalną posiadającą wszystkie atrakcje potrzebne dla zdrowia - zainwestujmy w moździerz rozdrabiając sól do pożądanej prze nasze solniczki postaci.
Jeśli jesteście Państwo zwolennikami diety bezsolnej to w tym spóźnionym momencie pragnę odwieźć was od czytania dalszych zdań tego artykułu aczkolwiek łudzę się nie tyle, że namówię poniektórych do używania soli ale do używania tej właściwej.
Norma przewiduje 5 do 15 g soli dziennie ale niech mi będzie można przywołać w tym momencie imię tego, który powie ile soli jest właściwe dla naszego organizmu i jest zwarzywszy na obfitą jej zawartość w wędlinach, puszkach etc. – zagadką. Wielką nieatrakcyjną tabelką musielibyśmy udekorować to miejsce chcą wytłumaczyć mi i wam, szanownym użytkownikom soli ile jej spożywać w produktach powinniśmy. Dodawana jest w wielkiej obfitości do kiełbas, wędlin, chleba a i do ciast również, choć w obfitości nie tak znowu wielkiej. Szynka nią nie posypana nie osiągnie brązowej chrupiącej skórki smażona na dużym ogniu w starym dobrym żeliwiaku, białka jajek będą się mniej pienić bez jej dodatku, pomidory nią nie posypane możemy z powodzeniem użyć jako granaty w podwórkowych potyczkach – przepraszam, powiedziałby jakiś narrator gdyby dać mu w tym momencie dojść do głosu; dzieci na podwórkach już się nie bawią – siedzą przed telewizorami pochłaniając nieprawdopodobne złoża soli ukryte we wszędobylskich chipsach. I choć nie mam żadnej sensownej czy udokumentowanej teorii ile soli spożywać, to mogę Państwu kładąc swoją głowę pod topór jej wspaniałej logiki pozwolić, aby jego ostrzem rozłupać do tej pory istniejące przekonanie, że sól biała jak suknia panny młodej na Państwa stołach to nic innego jak zwykłe nie potrzebne nam, pozbawione kulinarnej wyobraźni NaCl i mniemam zarazem, że tak samo jak młodożeńcom życzymy wytrwałości w związku, życzmy i sobie wszystkiego najlepszego – najlepszej morskiej soli potrzebnej do doskonałego związku ciała z duszą. I choć morska sól kilkukrotnie droższa od zwykłej soli uszczupli mój i wasze portfele to zapewniam – wzbogaci Państwa zdrowie i samopoczucie przyjaciół godnych każdego wydanego grosza bo będziemy cieszyć się ich zdrowiem i humorem tak często zaniedbywanym.
11 komentarzy:
Od dawna kupuję tylko sól morską. Brzydką i nieatrakcyjną... Trudno. Coś za coś... Wszak najznakomitsza nawet potrawa bez soli nie ma smaku...;)
Mądrego to i miło posłuchać.
:o)
Brzucho: "Brzuchomówca" na mym skromnym blogu z takim komentarzem. Nic tylko w ramkę i na ścianę wieszać. Dziękuje zacny dobrodzieju i pozdrawiam
tylko bez takich ..przyklęków proszę
:::
to mi jest miło, że mam tak fajnych czytelników
i aż mi się wyrzuty na całym ciele robią
że ostatnio jakby mniej wpisów
:::
a podsumowując jednym zdaniem
witaj w klubie ...myślących
Brzucho:: Bez żadnych przyklęków. Ja takich "slowfoodów" jak Szanowny Dobrodziej pragnę na piedestały wynosić i tyle. Ścisnąć ręką bym chciał co mam nadzieje na jakimś festiwalu w Grucznie nastąpi, jeślisz Pan pozwolisz zamienić z sobą chwilkę.
Tych serów z ostatniego wpisu to mi dopiero smaka narobiły i przeżyć nie mogę, że zębiskami swemi na takie rarytasy się rzucić nie mogę to może je tak w jakiś większy artykuł z adresami zapodać by należało a i ja dodam coś od siebie ale chyba za bardzo mi dziś fantazja szwankuje. pozdrawiam gorącą i dziękuje za wizyty w moich skromnych co dopiero budowanych progach.
co tam czekać na Festiwal!
zapraszam do Chrystkowa 6 lutego
o 14tej spotkamy się tam
aby zakładać slowfoodowe convivium Gruczno
:::
rękę uścisnę a i talerzyk w nią włożę
mam nadzieję, że z pustą nie przyjedziesz
:o)
Dziękuję pięknie za zaproszenie. Rozumiem, że zapewne w Chacie Mennonickiej spotkanie się będzie odbywać?
Z pustymi rękoma nie śmiałbym przyjechać ale czy zabrać w "szkle" czy w garnku to bym miał zagwozdkę.
jeśli masz dwie ręce
to nie będziesz miał rozterki
:o)
:::
oczywiście, że u Mennonitów
no to i ja wpisuję blog ten w moje ulubione wzorem Giena
mag-43:: Za co ja dziękuje zacny Ziemianinie i pozdrawiam
Jakoś wcześniej nie miałem czasu zagłębić się w tym blogu i bardzo żałuję. Ten tekst jest bardzo ciekawy, mądry i słony. :)
Prześlij komentarz