środa, 28 lipca 2010

Porno Food



Gdyby naście lat temu te smaczne falusowatoidalne stworzenia jadalne – takie jak szparagi -zapełniały lady warzywniaków, niechybnie rodzice musieliby zakazać dzieciom chodzenia do nich nawet po jabłka.
Ktoś zapewne raczyłby w tym momencie wykrzyknąć: że ogórków kiedyś było na pęczki, porów i rabarbaru, że pomieszała mi w głowie jakaś wieczorno-erotyczna konotacja.
Ale kiedy na stole ląduje owo danie sosem sprytnie wypełnione cóż mi pozostaje dodać?
Zaraz na myśl przychodzą mi w mojej głowie, i jak na taśmie filmowej wyświetlane poczynać zostają wszystkie lukrem oblane sutkowate wisienki w asyście miękkich jak puch ciasteczek z kremem, w które paluszki wbijamy, aby je potem oblizywać i swoje innym dawać niby do spróbowania, wszelkie małże i owoce morskie wilgotne i pachnące.
Mięsa różowe, wewnątrz prawie surowe, marchewki karmelizowane mieniące się złotem najlepszego masła. Kapary sterczące na cielęcinie duszonej w winie w sosie z tuńczyka.
Jędrność zmieszana z sosu wydzieliną, gładka i przyjemna, jedwabiste na ustach pozostawiająca wspomnienia.
A przy tym mmmymm, echy i ochy, mniamciania i wzdychania, jęki i dźwięki jak z alkowy, co najmniej, choć za pewne często sobie tego nie uświadamiamy.

czwartek, 15 lipca 2010

Salsa Ghiotta - Boski światłocień w wątróbce



Przyglądając się w Asyżu freskom Giotta di Bondone, temu, który wynalazł uczucia i światłocień w malarstwie, przyglądając się ocalałej z trzęsienia ziemi świątyni i tym spokojnym w swej prostocie genialnym obrazom, nie dziwiłem się, że stąd pochodzi św. Franciszek – gdzie doznał objawienia i założył w 1223 roku zakon franciszkanów - urodzony pośród ciszy, cienistych lasów i jezior, w krajobrazie jakby powleczonym złotem.
Zbierał z drogi robaczki, aby nie rozdeptywali ich przechodnie a pszczołom zostawiał miód i wino, aby nie zginęły w zimie.
Zwierzęta nazywał swymi braćmi.
Z szacunku dla natury umbryjska kuchnia jawić się nam może. Spokojna, niewydumana, aromatem świeżych ziół pachnąca.
Toskania wydawała mi się, jako raj do zamieszkania a zmieniłem zdanie tak szybko jak zobaczyłem okolice Asyżu. Tu, a nie gdzie indziej, zapalają się pochodnie w maju, podczas radosnego festynu, gdzie historia ożywa jak dania ze starych rękopisów.

poniedziałek, 12 lipca 2010

Pikelety



Pikelety to odmiana crumpetsów, angielskich placków, które piecze się w otwieranych małych foremkach, które stawia się na żeliwnej blasze lub patelni. Nie udało mi się takowych kupić. Są dostępne, ale odstraszyła mnie cena i średnica. Aby skompletować 6 sztuk musiałbym wydać ponad 600 zł (http://www.sklep.eskot.pl/Formy-tortownice-ranty-blachy-do-ciast-itp./Tortownica-sr.-20-cm/pid,10532,cid,918459,product.html) i miałbym formy o średnicy 20 cm – za duże, powinny mieć nie więcej niż 10 cm.
Zamiast pięknych okrągłych crupetsów, robię prostszą wersję pikeletów, które przypominają grube naleśniki pieczone bez tłuszczu i w Waliii noszą wdzięczną nazwę „bara pyglyd.
W wydanej w 1907 roku książce The Modern Baker Confectioner and Caterer autorstwa mistrza piekarskiego Johna Kirklanda zaleca się, aby do tych placków użyć dość miękkiej mąki o niskiej zawartości białka i proponuje się połączenie różnych rodzajów mąk, aby otrzymać godny rezultat.
Wypróbowałem z dość dobrym rezultatem wypiek z jednego rodzaju mąki i tak go tutaj przedstawiam.
Placuszki po upieczeniu są chrupiące na wierzchu i pulchne w środku. Nieźle sprawdzają się też na zimno: na przykład posmarowane słodką konfiturą z truskawek...

środa, 7 lipca 2010

Gnocci fritti - Bóg ukryty w miejscu zapomnianym przez Boga

Jadąc z moją najlepszą z żon przez Włochy, zatrzymaliśmy się spragnieni i głodni w jakiejś zapomnianej przez Boga wiosce.
Znaki drogowe, które stoją przy drogach i wdzięcząc się swoimi poziomami zachęcającymi do jazdy przed siebie, oznaczały niestety skręt w lewo lub w prawo.
Znak opuszczony pod kątem 45 stopni w dół, oznaczał jazdę po linii prostej.
Nie dla każdego, kto pierwszy raz odwiedza makaronową królową świata, poza Chinami, ma tego świadomość.
Skręcasz niechcący w prawo, zamiast jechać do celu, o ile taki posiadasz i znajdujesz się w małej wiosce zapomnianej przez Boga, ale na pewno przez niego wymyślonej.
Zatrzymujemy się przed sklepikiem przypominającym polski „warzywniak”.

poniedziałek, 5 lipca 2010

Kurki po prowansalsku


Usłyszałem o nim w czasach, gdzie Jarociński Festiwal Rockowy grzmiał na cały kraj.
Pisałeś na kartce pocztowej lub liście: Prezes, Ustrzyki Górne, i list lub kartka dochodziły.
Szczerze powiedziawszy nie wierzyłem w to, i czym bardziej nasilały się moje wątpliwości, tym bardziej ten osobliwy fakt pragnąłem sprawdzić.
Leśny Guru, Guru Bieszczad – tak o nim mówiono.
Opuścił duże miasto, aby żyć tak jak chciał – w zgodzie z naturą.
Uciekł do lasu przed czymś, o co ja nie pytałem, a on nie wspominał.
Pokazał mi zdjęcia swojego szałasu, jak w zimie czerpie wodę z małego zamarzniętego strumyka. To było na samym początku.
Potem zbudował stajnię, trzymając w niej również zwierzęta domowe.
W ogródku miał warzywa i przyprawy.
Pamiętam do dziś smak tamtych obiadów.
W pogodne dni wystawialiśmy wielki stół na zewnątrz i w promieniach słońca zajadaliśmy się młodymi ziemniakami z koperkiem i maślanką.
Nawet powietrze było smaczne.