Znaki drogowe, które stoją przy drogach i wdzięcząc się swoimi poziomami zachęcającymi do jazdy przed siebie, oznaczały niestety skręt w lewo lub w prawo.
Znak opuszczony pod kątem 45 stopni w dół, oznaczał jazdę po linii prostej.
Nie dla każdego, kto pierwszy raz odwiedza makaronową królową świata, poza Chinami, ma tego świadomość.
Skręcasz niechcący w prawo, zamiast jechać do celu, o ile taki posiadasz i znajdujesz się w małej wiosce zapomnianej przez Boga, ale na pewno przez niego wymyślonej.
Zatrzymujemy się przed sklepikiem przypominającym polski „warzywniak”.
- Bondziorno senior – rzucam udając światowca.
- Buongiorno – odpowiada sprzedawca pokazując swoje nienaganne uzębienie.
Spoglądam na nieznane mi sałaty z kropelkami wody, jakby takie się rodziły, na karczochy, które traktuje w tamtym czasie jak kwiaty, jakąś odmianę ostu, nie wiedząc o ich wspaniałych sercach bijących zapachem, tętniących doskonałym smakiem. Gdybym wtedy wiedział, że są dobre na wątrobę i w maślano-cytrynowym sosie potrafią człowieka pognać do samego kulinarnego nieba, zapewne kupiłbym cały tamten kramik, ale oko moje wypadło i poturlało się w kierunku beczek, tak niespodziewanych w tak zwanym „warzywniaku”.
- Que est eso? – zapytałem po hiszpańsku, nieświadom pomyłki.
- Vino – odpowiedział sprzedawca i rzucił się z butelką do nalewania.
Zanim zdążyłem zaoponować, bojąc się przede wszystkim ceny, nie smaku, butelka wina, która zamiast korka miała ciasno zrolowaną wetkniętą gazetę, wylądowała w moich dłoniach.
- Merci – rzuciłem, skołowany zapachami i tym małym przybytkiem, w którym krzątał się uśmiechnięty i pogwizdujący Włoch.
- Per favore senior – powiedział sprzedawca i uśmiechnął się jak orka.
Odgazetowałem butelkę i pociągnąłem łyk.
Niebo nieco ściemniało zmieniając się z jasnego błękitu w kobalt, zieleń wysuszonych od słońca drzew zrobiła się szczypiorkowa a ja na tylnim siedzeniu – do dziś się zastanawiam, dlaczego siedziałem na tylnym siedzeniu – odwróciłem się, aby zapamiętać tamten sklep na opuszczonej przez Boga wiosce i jestem przekonany, że jak się oddalaliśmy widziałem go przez ułamek sekundy, ja ukradkiem wchodzi do sklepu po kilka flaszek tej ambrozji.
Nigdy nie udało mi się wypić - jednym duszkiem, za co od najlepszej z żon dostałem sporego kuksańca w pobliżu hamulca leżacym śrubokrętem - tak aromatycznego i świeżego wina.
Było lekko mętne i owocowe, aromatyczne i orzeźwiające. Mocne i delikatne zarazem przynoszące po chwili ulgę. Jakby się kołysało na chmurce w otulinie świeżego morskiego powietrza.
Za szybko wypiłem to wino znikając w błogim śnie bo jestem pewien, że po szklaneczce namówiłbym ją aby tam wrócić i zamieszkać.
- 570 g mąki pszennej (użyłem zwykłej mąki wrocławskiej)
- 1 łyżeczka soli (dałem 2 bo pasuje mi w tych bułkach słonawy akcent)
- 15 g świeżych drożdży
- 1 łyżka oliwy
- 280 ml letniego mleka z wodą (użyłem proporcji 1/3 mleka reszta wody)
- mąka do posypywania
- olej do głębokiego smażenia
- świeżo starty parmezan lub grana padano
- sól morska do posypywania bułeczek
- Wsyp mąkę i sól do miski i na środku zrób wgłębienie.
- Do małej miski wrzuć pokruszone drożdże i rozprowadź 2 łyżkami letniej wody.
- Rozmieszaj aby nie było grudek i dodaj oliwę i mleko z wodą.
- Wymieszaj.
- Wlej rozprowadzone drożdże do wgłębienia w mące i zarób niezbyt miękkie ciasto
- Zagniataj przez 5-10 minut (zawsze zagniatam 10 – tak mówią zawodowi piekarze)
- Ciasto powinno stać się lśniące i elastyczne. Dupcia niemowlaka, jeśli wiecie co mam na myśli.
- Uformuj kulę, przykryj miską odwróconą do góry dnem i zostaw na pół godziny w temperaturze pokojowej.
- Przebij pięścią ciasto, spłaszcz je ręką i rozwałkuj na lekko posypanej mąką stolnicy lub stole na grubość 0,5 centymetra.
- Nożem posypanym mąką wykrawaj kwadraty o boku 5 cm (ja to robiłem po prostu z linijką i przy linijce ciąłem kwadraty)
- Rozgrzej olej w dużym garnku.
- Wrzucaj ciasto po 4-6 sztuk do wrzącego oleju i smaż z każdej strony po około 2 minuty przewracając bułki drewnianą łopatką lub drewnianym widelcem.
- Bułeczki powinny być rumiano brązowe, nie mocno brązowe.
- Wyjmuj łyżką cedzakową i osącz na papierowym ręczniku z tłuszczu.
- Posyp serem i solą morską.
Najlepsze są ciepłe, choć na drugi dzień podgrzane w piekarniku prze 5 minut w temperaturze 170 stopni były równie dobre.
Można je rozcinać – w środku są puste – i nadziewać np. miękkimi puszystymi białymi serkami
Smacznego
p.s. Po długich kulinarno literacki peregrynacjach i konsultacjach z fachowcami musze wrócić do pierwotnej nazwy tego dania, które brzmi GNOCCI FRITTI.
21 komentarzy:
.....zajebiście to brzmi i niedużo roboty .......chyba spróbuje :).....
pyszne, pyszne! akceptuję i wpisuję
Bareyo, cuda czynicie i to bez jajek, na które czekam do piątku u zawodowego... gospodarza. Bareyo, to brzmi pysznie i tak tez wygląda...:)
I ja akceptuję! :) Zgłaszam się na degustację! Bareyo a Wy będziecie w Londynie? Można by na jakieś piwo i coś dobrego do jedzenia się wybrać.
Albo kupić win kilka, usiąść w Regents Park i liczyć na chwilę zapomnienia :)
zapomniales H w nazwie, powinno byc gnoccHi fritti czyli przepis z Modeny, ktore tradycyjnie je sie z plastrami wedliny i oraz w wersji vege, ze stracchino. Teraz pozostaje ci zrobic do kompletu tigelle :-D
a wino to pewnie Lambrusco, smakujace genialnie wlasnie w Emilii, a paskudnie wszedzie indziej.
MajaK:: no nie tyle zajebiscie brzmi co smakuje
ziemianin:: dzięki Dobrodzieju. To zwyklachne bułeczki. Ale jak nie pozornie wyglądają tak nieniepozroenie samkują. pozdrawiam
p.s. tylko błagam (nie ciebie) soli dajcie ludziska sporo - morskiej ma się rozumieć.
ewelajna:: no cuda bez jajek, bez jaj mówię Pani.
Pyszne jest. Chwalić się nie lubię al pychota niezmierna to jest.
Polka:: Akceptuj moja Droga. A za zaproszenie dziękuje a najbardziej za:: "kupić win kilka".
Nie jakieś tam kieliszki i ściemnianie. Tylko z butli obciąganie wina za 100 funtów. Niech się koneserzy w dupę pocałują na nasze spotkanie.
Strasznie mi się spodobało Regent Park. Chyba mi sie kojarzy z DEGENER PARK. Surrealistycznie. Tak jak lubię.
maya:: no właśnie pytałem mistrza prywatnie o zdanie ale w książce jest dokładnie "gnocci fritti. Pytałem fachowca o zdanie ale grafomańska uzależnoniowość wziełła górę i powstał tekst powyżej.
Tak czy siak jesteś moim włoskim guru - nie mylić z włosami. pozdrawiam i dzieki za komentarz
Nigdy nie robiłam, alez jak one mi sie pdobaja!! Cudowne
a ja kronikarskiego obowiazku chce wytlumaczyc, ze o ile w liczbie pojedynczej pisze sie gnocco (czyli niokko) to w liczbie mnogiej jest gnocchi (czyli niokki, bo bez H byloby nioczi :-) Juz pisalam przy innej okazji, ze zaczynam byc przestraszona rozmiarem nieukrywanej ignorancji--oczywiscie nie pisze o Tobie - ale a autorze (tlumaczu?) powyzszego przepisu.
maya:: no cos mnie tknelo jak czytalem ten przepis ale ja tam sie nie znam. Moze to takie specyficzne danie i tak sie pisze. bylo by to prawdopodobne. zapewne znasz kilka dan, ktorych pisownia rozni sie od siebie zaledwie literka.
Wypada mi podziekowac za Twa czujnosc i komentarz. No i wypada ten blad poprawic. pozdrawiam
Nigdy nie wypiłem wina duszkiem, zazdroszczę osiągu.
Ten cios śrubokrętem to był ten typ prymitywno-uroczego sposobu w jaki kobiety komunikują, że zaimponowało im coś na co by się same nie odważyły.
Jadlam pod Bolonia. I tigelle i gnocchi. bardzo dobre. Lubie takie lokalne przysmaki.Troszke je tylko za grubo rozwalkowales (byly duzo "nizsze" upieczone).
Je sie z nadzieniem jak napisala Maya z malym sprostowaniem, ze tam uzywaja raczej ser squacquerone.
nocny:: Osiągi z głupoty bywają zadzwiające. Powinna mnie była pacnąć kierownicą.
anthony:: Dzięki za cenną informację ale ten squacquerone - pewnie nie do zdobycia w Polsce. pozdrawiam
Wyglądają rewelacyjnie, żeby doszukać się smaku, muszę je koniecznie zrobić :)
anytsujx:: W sumie nie wpadlem na to aby opisywac smak. Moze to jest pomysl.
Buleczki smakuja delikatnoscia mleka i oliwy. Koniecznie potrzebuja - jak dla mnie - soli.
pozdrawiam
wyglada na to, ze mozna roznych serkow uzywac, bo ja na 100% jadlam ze stracchino. A tigelle z smalcem i parmezanem. A jadlam w Modenie (i w okolicach), czyli prosto ze zrodla.
maya:: Oczywiscie, ze mozna uzywac roznych. Mi pasuja do tego pieczywka jak nic wszelkie sery "biale", kremowe, puszyste ale nie balbym sie ich pomieszac np. z gorgonzola.
pozdrawiam
Pączki trzeba lubić, ale
"Niebo nieco ściemniało zmieniając się z jasnego błękitu w kobalt, zieleń wysuszonych od słońca drzew zrobiła się szczypiorkowa". I jeszcze ten Bóg z jego ukradkiem... :)
Wojtek
Ach te historyjki Bareyyo, wiesz trudno powiedziec, co mnie bardziej wciaga: historyjki czy przepisy? Lubie blogi do poczytania, nieoczywiste opowiesci, nieoczywiste przepisy, lece do kolejnych :) Dobra robota, ze sobie tak pozwole powiedziec, a do wina z Pola sie wprosze :)
buruuberii:: Bardzo się cieszę, że Cię te historyjki wciągają - to dla mnie komplement.
I zapraszam do Bydgoszczy - służę za przewodnika jeśli kiedyś Twoja noga postanie na tym gruncie.
Ja sie najpierw przywitam. W koncu nadrabiam troche zaleglosci i podgladam nowe Osobistosci i buzia mi sie smieje. Bardzo mi sie tu podoba :)
I sie powymadrzam troche. Moge?
Gnocchi czy Gnocci -Maya ma absolutna racje, gnocci w jezyku wloskim istnieja tylko w literowkach;)
Jedzone ze stracchino czy squacquerone? To podobne sery roznia sie tylko iloscia wody w skladzie (pierwszy bardziej zwiezly, drugi luzny, bo ma az 60 % wody)
A juz co do samych gnocchi fritti to wyszly bardzo wysokie i okragle prawie dlatego blizej im do toskanskich coccoli :)
Z wloskim jezykiem i nazewnictwem mozna dostac porzadnego bolu glowy, prawda :D
Pozdrawiam serdecznie!
Prześlij komentarz